petla Beskidzka
Sobota, 9 lipca 2011
· Komentarze(1)
Najtrudniejszy start w tym roku,niestety drugi rok z rzedu go nie ukanczam.Ale po kolei.Przyjezdzam o 8.30 do Istebnej bo 2,5h jazdy autem.Szybkie rozpakowanie odbieram numer i rozgrzewka.O 10 stajemy na starcie.Juz jest ponad 25stopni i co bedzie dalej? Start honorowy i od Zagronia mialo byc juz sciagnie.Wyprzedzalem po kolei wszystkich by byc w czubie,udalo sie ale tempo szlo konkretne.Pod Polom ponad 30km/h.POzniej zjazd i znow oplotkami do Stecowki,tam juz sila rzeczy wolniej bo podjazd i czolowka mi odjechala.Dolaczylem do Buly ode mnie z teamu i rozpoczelismy podjazd pod Zameczek.Ciezko jak zwykle,miejscami spore nachylenie udalo sie dojechac do jakiejs 4 kolarzy i wspolnie przez Kubalonke zjezdzalismy do Wisly.tam skret na Szczyrk i dlugi podjazd na Salmopol.Szczerze mowiac noga mi ladnie podawala,odjezdzalem od kolegow,byl power.Na gorze sie wszyscy zebralismy i zjazd do Szczyrku,predkosci dochodzily do 80km/h.Patrzylem tylko by omijac laty w drodze na ktorych lezaly drobne kamyczki.W Szczyrku skrecilismy na Buczykowice i dalej takimi Hopkami w Strone Wegierskiej Gorki.Tam zaczelem miec pierwsze kryzysy.Upal juz byl potowry powietrze stalo w miejscu.W Wegierskiej skrecilismy na Milowke i trzymajac sie jakiejs koparki jechalismy pod 40km/h.W pewnym momencie pojazd zachamowal i 2 zawodnikow sie ze soba skleilo,oj bylo blisko do powaznej kraksy.Dalej to juz droga na Kiczore.Podjazd ciezki,tam strzelilem.Stanelem na bufecie,chwile odetchnelem ale to juz byla dla mnie koncowka.DOtoczylem sie do Milowki i zaczelem podjezdzac pod Kamasznice.Podjazd juz jest slynny,ma miejscami po 20% i niestety musialem go pokonywac z buta.Zołądek mi totalnie nawalil,musialem stawac,juz mialem na szczycie dojechac do mety i sie wycofac.Jednak skrecilem na Laliki i jechalem w kierunku Zwardonia.W sumie to byla glupota.Nogi mi wogole nie krecili,tetno 120 i podjazd przez las do Jaworzynki.Mase ludzi mnie tam wyprzedzalo a mi wszystko obojetne bylo.Doczlapalem sie do rozjazdu ktorey prowadzil dalej na Czechy i dzieki koledze Piotrkowi z Road Maraton wrocilem w kierunku Istebnej.Musialem pokonoac podjazd pod Ochodzita.Stawalem kilkukrotnie,bylem totalnie padniety.Na mecie uzupelnilem plyny i jakos zjechalem do Istebnej.Trzeba szybko zapomniec o tym Maratonie.Ja w takiej pogodzie nie jestem wstanie sie scigac.